Pozew grupowy w sprawie smogu w Polsce
Smog a prawo do miasta
Jak wspomniał podczas rozmowy dr Henryk Mazurek – ludzie przenosząc się uciekają od smogu z centrum miast na obrzeża, ale nie biorą jednej rzeczy pod uwagę. Zimą można zaobserwować na mapie czujników monitoringu obywatelskiego AIRLY efekty migracji mieszkańców zaniepokojonych o powietrze, którym oddychają. Pokazują one czyste powietrze w centrum Krakowa i okrąg smogu dookoła.
Smog wędruje z jego producentem, w tym przypadku z mieszkańcami na obrzeża, czego przykładem jest Kraków. Na myśl od razu przychodzi jedno – jak bardzo wpływają na nasze doświadczanie miasta i decyzje, jakie podejmują mieszkańcy miasta. Podczas rozmowy dyrektor Ogrodu Botanicznego Paweł Kojs bardzo często nawiązywał do tego, jak miasto powinno być „urządzone”. Jak ważny jest balans pomiędzy obszarami typowo miejskimi, a naturą i kto tak naprawdę o tym decyduje. Oczywiście z perspektywy mieszkańca warto zadać sobie pytanie postawione dawno temu przez Henri’ego Lefebvre – czyje jest miasto? Urzędników miejskich, którzy w swoich decyzjach niekoniecznie biorą pod uwagę długofalowe dobro miasta, stawiając ponad wszystko chwilowe rozwiązania dobrze wyglądające w raportach? Urbanistów, którzy rewitalizując dzielnice, często nie usuwają przyczyn problemów, a tylko maskują objawy? Polityków, którzy kolejnymi ustawami planują wyłącznie najbliższe lata aktualnej lub zbliżającej się kadencji, najczęściej dbając o interesy swoje, a często lobbystów. Będąc przy tym ograniczeni kwestiami budżetowymi. Czy może, wykrzykując za jednym z warszawskich stowarzyszeń, które głosi hasło: miasto jest nasze? Mieszkańców, którzy realnie sprawiają, że miasto jak żywy organizm żyje swoim rytmem. Według Lefebvre’a prawo do miasta to prawo do życia w społeczeństwie otwartym, takim gdzie każdy ma równe prawa i możliwości samorealizacji.
Gdy rozmawiamy o teorii miast, wszystko wydaje się proste, ale praktyka pokazuje coś zupełnie innego. W pierwszej kolejności przychodzi nam zmierzyć się z interesami poszczególnych grup wpływów, zamiast z realnymi problemami (takimi jak smog), które można by rozwiązać dzięki myśleniu perspektywicznemu. Należałoby zacząć od przedefiniowania samego pojęcia przestrzeni i praw do niej. Przemyśleć na nowo, kto ma prawa do przestrzeni publicznej? I jaką rolę powinno odgrywać społeczeństwo w kreowaniu miasta czy chociażby – wyobrażenia o mieście?
Zapytałam dyrektora Ogrodu Botanicznego w Powsinie, Pawła Kojsa o to, jakie miasto, według niego, jest najlepiej zorganizowane z punktu widzenia równowagi przestrzeni miejskich i natury? Jakie miasto przeobraziło się na przestrzeni ostatnich lat w kierunku, który powinna obrać choćby moja rodzinna Warszawa. Odpowiedź była szybka i zdecydowana – Singapur.
Jak twierdzi Kojs, Singapur po odzyskaniu niepodległości w latach 50. XX w. był zanieczyszczonym do granic możliwości miejscem, na którym odcisnęła piętno rola znaczącego portu rybackiego. Dzisiaj, kiedy przyjeżdża się do Singapuru, na drodze z lotniska mija się girlandy kwiatów i rzędy drzew parasolowatych, nasadzonych wzdłuż szerokich arterii dróg. Każdy skrawek, który może być przekształcony czy przetransformowany w żywą materię – rośliny i strumyczki wodne – to wszystko jest odpowiednio zagospodarowane. Bardzo często mury ograniczające chodniki obsadzone są roślinami. Świat Singapuru i Polski różni nie tylko klimat, ale też sposób myślenia o przyrodzie. Pół wieku temu podejście władz Singapuru zmieniło się diametralnie, a przez to zmieniło oblicze miasta. Władze wykonały dwa najważniejsze ruchy: określiły kierunek przemian na zgodny z nowoczesnym myśleniem o zdrowym środowisku miejskim, a także stworzyły schemat ich wprowadzania, opierając się na wzorcach działania globalnych korporacji z zatrudnianiem specjalistów, często o międzynarodowej sławie, do realizacji projektów.
Kiedy zadałam pytanie o to, kim powinien być dobry planista, doktor Kojs odpowiedział:
„Urbanistą nie powinien być inżynier czy architekt. Dobry planista to humanista, który ma wizję miasta, które będzie żyło z oddechem, ale będzie dobre dla ludzi. Miasto to organizm, który jest jak każdy organizm zagrożony wyginięciem i może być skazany na wymarcie”.
To stwierdzenie zmieniło nieco mój punkt widzenia. Podświadomie wyczulona na zagrożenie i jak większość żyjąca informacjami sączącymi się z mediów, zaczęłam traktować miasto jako przestrzeń niebezpieczną. Czy zgodnie z ostrzeżeniami przekazywanymi mieszkańcom w sezonie grzewczym – mam zamknąć się w domu? Zrezygnować zimą z aktywności? Nie ma przecież dnia bez ostrzeżeń o zanieczyszczonym powietrzu. Nawet w dzielnicy, w której mieszkam, na obrzeżach Warszawy, pod samym lasem, gdzie teoretycznie powinno być czyste powietrze, zimą go nie ma. Dopuszczalny poziom, ustalony przez Unię Europejską dla pyłów drobnych PM10 to 50 µg/m3 (dobowy) i 40 µg/m3 (średni-roczny), a dla pyłu PM2,5 – 25 µg/m3 (średni-roczny).
Cytuję strony rządowe: „Poziom dopuszczalny mówi o tym, że jakość powietrza nie jest dobra, ale nie wywołuje ciężkich skutków dla ludzkiego zdrowia. Poziom informowania ustalony na 200 µg/m3, oznacza, że jest źle i trzeba ograniczyć aktywności na powietrzu, bo norma przekroczona jest czterokrotnie.”
W trakcie moich poszukiwań postanowiłam porozmawiać ze specjalistami – lekarzami, którzy mogą mieć największy kontakt z ofiarami smogu.
Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałam podczas rozmowy z prof. Rafałem Krenke było to, że jako społeczeństwo nie wiemy i nie chcemy wiedzieć, jak zanieczyszczenia powietrza są groźne, chociaż aż 10% przypadków przewlekłej obturacyjnej choroby płuc jest wywoływane przez czynniki środowiskowe, takie jak smog. Małe cząstki zanieczyszczenia powietrza wnikają do krwiobiegu, wnikają w serce. Smog jest czynnikiem podrażniającym, zwłaszcza u najmłodszych osób, cierpiących z powodu astmy. Zimą, kiedy smog wisi w powietrzu, przybywa 20-30% chorych. Równocześnie usłyszałam po raz pierwszy z ust eksperta stwierdzenie – nie wiemy dokładnie, ile jest bezpośrednich ofiar smogu. Cząstki pyłu w komórkach są takie same u ofiar smogu i u palaczy.
Jeden z najczęściej cytowanych lekarzy, wypowiadających się na temat smogu – dr hab. Henryk Mazurek mówi, że szkodzi nam każda ilość zanieczyszczeń. Głos dr. Mazurka jest o tyle ważny, że na co dzień prowadzi on Klinikę Pneumonologii i Mukowiscydozy Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce-Zdroju – mieście, które kojarzy się przede wszystkim z uzdrowiskiem. Tymczasem okazuje się, że występuje tam ogromny problem z jakością powietrza. Tak duży, że do tej pory zachowawcze dotąd władze przyznały, że problem istnieje. Cytuję za „Gazetą Wyborczą”:
„Główny Inspektorat Ochrony Środowiska przedstawił właśnie wynik pomiarów zanieczyszczenia powietrza w Rabce-Zdroju. Wynika z nich, że uzdrowisko ma gigantyczny problem ze stężeniami benzopirenu. Jego średnioroczny poziom wyniósł 8 nanogramów na metr sześcienny, czyli 800 proc. normy! Norma bowiem średnioroczna wg. Światowej Organizacji Zdrowia wynosi 1 nanogram na metr sześcienny. Oznacza to, że w ciągu roku, w kolejnych miesiącach i dniach stężenie BaP nie powinno przekraczać 1 nanograma.
W Rabce-Zdroju w styczniu 2017 r. BaP osiągał poziom 35,21 nanogramów na metr sześcienny! W ciągu całego roku poziom BaP wyższy niż 1 nanogram występował w uzdrowisku przez 226 dni. Każdego dnia od stycznia do kwietnia, przez 14 dni w maju, 20 dni we wrześniu i każdego dnia od października do grudnia”.
Podczas rozmowy dr Mazurek podkreślił, że przy takim stopniu zanieczyszczenia powietrza najbardziej narażone są dzieci, a zwłaszcza te z przewlekłymi chorobami układu oddechowego. Zaczynają kaszleć, zwiększa się ich podatność na infekcje. Niestety, wszyscy musimy oddychać i oddychamy takim powietrzem, jakie mamy w najbliższym otoczeniu. Warto jednak sobie uświadomić, że smog nie jest nowym odkryciem i towarzyszy nam od tysięcy lat począwszy od czasów człowieka pierwotnego i palenia ognisk w pieczarach. Problem jednak zaczął być odczuwalny w XIX wieku w związku z rozwojem przemysłu. W latach pięćdziesiątych XX wieku głośny był problem smogu londyńskiego. Od 5 do 9 grudnia 1952 r. naliczono ponad cztery tysiące zgonów wywołanych powietrzem skażonym gazami i pyłem wyemitowanym, a sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców Londynu trafiło do szpitali z objawami ciężkiej niewydolności oddechowej.
Całość rozmowy zamieszczę w kolejnych wpisach. Mój interlokutor wyjaśnił niezwykle szczegółowo skalę zagrożeń. Szczególnie tych, które rzadko są uświadamiane. Skupiamy się przecież na najgłośniejszych bohaterach sensacyjnych newsów, zapominając czy ignorując całą rzesz innych niebezpieczeństw, które sami wywołujemy.
Dr Mazurek podczas rozmowy i rozważań na temat, jak możemy się chronić, nie wspomniał o najważniejszej kwestii, która mnie interesowała – czy rośliny mogą nam pomóc. Jak przekształcić krajobraz miejski by zmniejszyć zagrożenie. Usłyszałam, że gdyby rośliny potrafiły filtrować efektywnie powietrze, same nie byłyby pokryte pyłem w strefach zanieczyszczonych.
Wcześniesze posty z projektu o smogu, który realizowałam myślą o pokazaniu zagrożeń, jakie niesie za sobą smog wraz z próbami zrównoważenia ich uprawą roślin w naszym najbliższym otoczeniu są dostępne tu: https://wardakaszuba.com/category/smog/
2 Comments
Add comment Cancel reply
This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.
Są również takie czynniki:
https://smoglab.pl/smog-to-nie-tylko-spaliny-polowa-samochodowych-emisji-pm-10-pochodzi-z-hamulcow-i-opon/
Masz rację. Dzięki za komentarz!